Mandaryna czyli Marta Wiśniewska od 21 lat żyje z cukrzycą typu 1.

cukrzyca typu 1
cukrzyca ciążowa
pompa insulinowa
dieta
hipoglikemia
hiperglikemia

Aleksandra Zalewska - Stankiewicz

18 grudnia 2024
Mandaryna czyli Marta Wiśniewska od 21 lat żyje z cukrzycą typu 1.

Choroba w niczym mnie nie ogranicza. Mogę robić wszystko, pod warunkiem, że wszystko sobie dobrze zaplanuję – mówi tancerka, piosenkarka i choreografka. Rozmawiamy m.in. o tym, jakim wyzwaniom osoba z cukrzycą musi sprostać przy świątecznym stole.

Aleksandra Zalewska: Coraz bliżej święta… Jest Pani w tej grupie, która czeka na ten czas przez cały rok?
Marta Wiśniewska vel Mandaryna: Muszę przyznać, że dość stresująco działa na mnie amok związany z zakupowymi szaleństwami. Natomiast uwielbiam atmosferę domową, gdy ubieramy choinkę, kiedy wnętrza wypełnia ciepłe oświetlenie i zaczyna pachnieć świętami. Ten moment, kiedy otwieram drzwi i czuję rozchodzący się z kuchni zapach grzybów czy pasztetów, jest wyjątkowy. A najbardziej uwielbiam moment, gdy cała rodzina jest razem i możemy rozmawiać do woli. Nikt nigdzie się nie spieszy, nie mamy zaplanowanych spotkań i terminów i możemy w końcu nacieszyć się sobą.

Od ponad 20 lat żyje Pani z diagnozą cukrzycy. W czasie świąt z tego powodu stosuje Pani jakieś szczególne zasady?

Na co dzień i od święta stosuję tę samą zasadę, aby nie nakładać sobie na talerz wielkiego kopca jedzenia. Wolę spróbować mniej, ale za to nałożyć sobie więcej dań w małych ilościach. Druga zasada brzmi – rób sobie przerwy w jedzeniu i nie najadaj się do syta. W święta Bożego Narodzenia trudniej wytrwać w tym postanowieniu, ponieważ oczy chciałyby spróbować wszystkiego. Zwłaszcza, że na stole pojawiają się dania, których nie jada się na co dzień. 

Jakie jest Pani ulubione świąteczne danie?

Ryby w każdej postaci, choć na pierwszym miejscu jest smażony karp, na drugim śledzie. Lubię też pierogi z kaszą gryczaną i z serem. I oczywiście must have to czerwony barszcz z uszkami – na tę wigilijną zupę czeka się przez cały rok. O innej porze roku nigdy tak wspaniale nie smakuje. W ogóle jestem smakoszką! Choć muszę przyznać, że jeśli chodzi o przygotowywanie świątecznych dań, to w sekcji gotującej są przede wszystkim dwie kobiety w mojej rodzinie: mama i siostra.

Zdarzyło się, że Pani cukry zaczęły szaleć w czasie wigilii lub w kolejne świąteczne dni?

Nie przypominam sobie takiej sytuacji, pewnie dlatego, że w święta znacznie częściej mierzę cukier, aby w razie konieczności móc szybciej zareagować. Od kilku miesięcy używam pompy insulinowej, więc w tym roku na pewno łatwiej będzie mi nad tym zapanować. Cały czas widzę moje poziomy cukru, ale i możliwe tendencje. 

W jakich okolicznościach poznała Pani diagnozę?

Kiedy byłam w drugiej ciąży, w ostatnim trymestrze, zdiagnozowano u mnie cukrzycę ciążową. Na tamtym etapie wystarczyło regulowanie cukrów odpowiednią dietę. Po trzech miesiącach od urodzenia Fabienne pojawiły się u mnie typowe objawy cukrzycowe. Non stop chodziłam do toalety, nie miałam na nic sił, mocno schudłam – z tego akurat bardzo się ucieszyłam, sądząc, że szybciej dojdę do formy po ciąży. Pozostałe objawy tłumaczyłam sobie zmęczeniem po porodzie i wymagającą codziennością – w końcu byłam mamą dwójki dzieci. Potem myślałam, że powodem nadmiernego pragnienie jest nadchodząca zima. Sądziłam, że lekarz stwierdzi anemię i przepisze mi witaminy. Rzeczywistość okazała się inna.

Jak przyjęła Pani wiadomość o cukrzycy typu 1?

Wpadłam w tryb bycia kujonem. Notowałam sobie wszystkie zalecenia i sumiennie się do nich stosowałam, aby móc jak najlepiej funkcjonować. O ile ze stosowaniem diety nie miałam problemów, to już samodzielne podawanie insuliny było dla mnie abstrakcją i wielkim wyzwaniem. 

Zaakceptowała Pani chorobę?

Zanim weszłam w tryb zadaniowym, zastanawiałam się, dlaczego ja? Nie mogłam zrozumieć, że osoba, która prowadziła higieniczny tryb życia i była bardzo aktywna, zachorowała na cukrzycę. Uważałam, że to niesprawiedliwe. Ale gdy później wszystko sobie przeanalizowałam, doszłam do wniosku, że bardzo dobrze, że choroba trafiła do mnie, a nie do moich rodziców czy do moich dzieci. Zwłaszcza, że potrafię dużo wziąć na siebie i poradzić sobie w ekstremalnych sytuacjach. Szybko nauczyłam się żyć z cukrzycą. 

Jakie ma Pani podejście do samopomocy w cukrzycy?

Osoby z cukrzycą muszą w pewnych kwestiach zastępować sobie lekarza. Ja również tak robię, dzięki tej chorobie bardziej odkryłam swój organizm. Musiałam lepiej siebie poznać, aby zapanować nad chorobą. Bo ona niby cały czas jest taka sama, a jednak każdego dnia całkiem inna. Wyrównane cukry zależą od wielu czynników, dlatego trzeba dokładnie się sobie przyglądać, aby wiedzieć, ile insuliny potrzebujemy. I tego wszystkiego trzeba się nauczyć. Ale muszę przyznać, że nigdy nie dopuściłam do siebie myśli, że ze względu na cukrzycę czegoś mi nie wolno.

Czyli jednak był bunt Mandaryny.

Bardzo nie lubię, kiedy czegoś mi się nie pozwala. W związku z tym uznałam, że ta choroba nie może mi niczego zabrać czy zakazać, więc będę robić z nią wszystko, na co mam ochotę. Oczywiście w granicach rozsądku. 

I ta zasada się sprawdza?

Tak, pod warunkiem, że wszystko sobie dokładnie przemyślę i przeanalizuję. Tak jak planuje się podróż, tak samo można zaplanować swoje życie, dostosowując do niego chorobę.

Doświadczyła Pani cukrzycowego wypalenia? W końcu ta choroba jest z człowiekiem non stop, nie można zrobić sobie od niej urlopu.

Są momenty, kiedy osoby z cukrzycą bardzo się starają, stają się prymusami – i jeśli choroba jest wyrównana, wszystko jest w porządku. Ale gdy potem przychodzi słabszy moment i cukry szaleją, zaczynamy się denerwować. Irytuje nas, że wszystko robimy dobrze, a wyniki pokazują coś zupełnie innego. I wtedy człowiek się trochę buntuje. Ale z tymi wzlotami i upadkami trzeba nauczyć się żyć. Ja daję sobie pewne przyzwolenie na to, że z moją cukrzycą nigdy nie będzie idealnie. Oczywiście dobrze jest dążyć do ideału.

Jak znaleźć komfort w tej niepewności?

To kwestia indywidualna. Jedni czują się dobrze na penach, a drudzy czują się dobrze na pompie. Tak jak wspominałam, od niedawna jestem do niej podłączona i okazuje się, że daje mi to poczucie bezpieczeństwa. Takie rozwiązania jak pompa, obieg zamknięty i sensory, zwolniły mnie z  ciągłego myślenia o cukrzycy. 

Kiedy się Pani zdecydowała na pompę?

Zanim zaczęliśmy nagrywać program „Asia Express”. Wiedziałam, że bieganie przez miesiąc z plecakiem w gorącym miejscu, będzie ogromnym wyzwaniem wymagającym mnóstwa energii. Przed wyjazdem postanowiłam podłączyć się do pompy i to był świetny krok. W Azji nie musiałam używać penów, poza tym nie było tam na to odpowiednich warunków. Pompa bardzo ułatwiła mi wyścig. Wcześniej stroniłam od nowoczesnych rozwiązań, dlatego przez 20 lat używałam penów. Okazało się, że warto iść z postępem technologicznym. Mój sensor łączy się z pompą, więc jest to dla mnie komfortowe rozwiązanie. 

Jak cukrzyca poradziła sobie z adrenaliną, stresem i niewygodą w Azji?

Wszystko było dobrze zaplanowane. Cała ekipa wiedziała, że choruję. Lekarz, który był tam nami, miał zapas mojej insuliny, chłodził ją w odpowiedniej temperaturze. Mimo dobrego planu, zdarzył się jeden trudny moment, na samym początku. Podczas wykonywania jednego z zadań, wyleciało mi wkłucie, na szczęście szybko to zauważyłam. Później używałam taśm, aby wkłucie lepiej się trzymało, ponieważ na Tajwanie i na Filipinach było bardzo gorąco, więc ciało było spocone.

A co z jedzeniem? Zawsze jadła Pani regularnie?

Zadania były tak różne, że nie zawsze mogłam pozwolić sobie na posiłki o stałych porach. Poza tym otrzymywaliśmy różne ilości jedzenia – raz więcej, innym razem mniej. Ale dałam radę. Była ze mną Fabienne, z którą mam niemal telepatyczne porozumienie. Bardzo dobrze wyczuwamy swoje nastroje i samopoczucie. Gdy widziała, że jestem słabsza, natychmiast reagowała.

Od razu po diagnozie wtajemniczyła Pani rodzinę w swoją chorobę?

Tak, nigdy nie było u nas tematów tabu. Od razu po diagnozie poinformowałam domowników, że jestem chora i wytłumaczyłam, jak można bezpiecznie funkcjonować z cukrzycą. Moi bliscy doskonale wiedzą, kiedy mam niski cukier, albo za wysoki – wystarczy, że na mnie spojrzą. Moja ekipa koncertowa, wszyscy moi tancerze, potrafiliby udzielić mi pomocy, gdyby zaszła taka potrzeba. 

Podczas koncertu kiedyś była potrzebna pomoc?

Kilka razy podczas koncertu spadł mi cukier, ale wtedy moje dzieci, które ze mną pracują: Fabka i Xavier, natychmiast podały mi do picia coś słodkiego. Zdarzyło się, że na koncercie wyleciało mi wkłucie – nastąpiła dłuższa przerwa w podawaniu insuliny -  wtedy moja siostra wezwała karetkę. Ratownicy podali mi insulinę z pena. 

Jak dziś określiłaby Pani stan swojego zdrowia?

Jako bardzo dobry. Co 8 miesięcy robię badania, aby wiedzieć, co dzieje się z moim organizmem. Sprawdzam m.in. hemoglobinę glikowaną. Nie mam żadnych powikłań cukrzycowych i mam nadzieję, że tak zostanie. 

Odmawia sobie Pani pewnych produktów?

Nie jestem niewolnicą choroby. Mam w domu szafkę ze słodyczami i czasem sięgnę po ciastko czy batonik. . Nie jestem osobą, która wyrzekła się wszystkiego. Przeciwnie uważam, że wszystko można, tylko z umiarem, rozsądnie.

Od zawsze jest Pani bardzo aktywną osobą. Jaki rodzaj ruchu najbardziej sprawdza się w Pani przypadku?

Każdemu polecam taniec – z moich doświadczeń wynika, że ten rodzaj ruchu jest idealny. Oczywiście, ważne jest to, aby nie uprawiać aktywności ponad nasze siły. Jeśli wysiłek jest ekstremalny, cukry potrafią urosnąć. Ale jeśli jest odpowiedni, wówczas spadają i są w miarę wyrównane. Ważne jest, aby wyczuć moment, w którym czujemy, że powinniśmy przestać trenować. Ja kilka razy przeforsowałam organizm – z tych doświadczeń wyniosłam wnioski na przyszłość.

Ma Pani jakiś swój cukrzycowy patent na treningi?

Przed tańcem czy bieganiem koniecznie muszę coś zjeść. Poza tym na trening zawsze zabieram coś słodkiego. Kiedy prowadzę zajęcia taneczne rzez wiele godzin, czasem cukier mi spada. Ale wtedy używam słodkich landrynek. Jeszcze raz podkreślę – ruch w cukrzycy jest zbawienny, ale trzeba stosować go z umiarem. Jeśli ktoś nie lubi tańca, może chociażby spacerować w szybszym tempie. Na pewno warto wstać z kanapy!

Co dzieje się w Pani życiu zawodowym?

Prowadzę szkołę tańca, uczę dzieci, młodzież i dorosłych hip-hopu. To jest moje życie! Niebawem usłyszycie mój najnowszy singiel. Poza tym pracuję z krakowskimi artystami przy performancach teatralnych.

 


Pobierz naszą aplikację

zawsze pod ręką