No sugar, no problem
Aleksandra Zalewska - Stankiewicz
11 lipca 2023Rzucić pracę w korporacji i otworzyć bezcukrową i bezglutenową cukiernię w kraju, w którym statystyczny Polak zjada 40 kg cukru w ciągu roku? Odwagę na taką zmianę miałoby niewielu. Ona to zrobiła. Magdalena Janczulewicz, właścicielka „niecukierni” Fit Cake w Stargardzie, 13 sierpnia będzie świętowała pierwsze urodziny swojego lokalu.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Prowadząc „niecukiernię” można się wzruszyć?
Magdalena Janczulewicz: Ostatnio łzy stanęły mi w oczach, gdy widziałam radość i niedowierzanie dziewczynki, która zamówiła u nas gofra. To dziecko nie mogło jeść ani cukru, ani glutenu, w związku z tym rzadko bywało restauracjach i kawiarniach. Dziewczynka stała przy naszej ladzie i pytała swoją mamę, czy naprawdę będzie mogła zjeść gofra. To dla mnie bezcenne chwile.
Deser bez cukru może być dobry?
Często słyszę to pytanie. A potem klienci zachwycają się smakiem naszych ciast, tortów, naleśników proteinowych, ketogenicznych gofrów czy lodów. Produkty serwowane w Fit Cake mają taką konsystencję, że dzięki zawartości mikro i makroskładników człowiek po ich zjedzeniu jest po prostu syty. Czego nie można powiedzieć, gdy zjemy drożdżówkę ze zwykłej piekarni - na mące pszennej i sztucznie dosłodzoną.
Motto Fit Cake brzmi „No sugar, no problem”. Rzeczywiście cukier jest źródłem naszych problemów?
Obecnie cukier jest poukrywany w większości produktów, które kupujemy – może być obecny nawet w chlebie. Najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy, ponieważ wydaje nam się, że jest on zawarty wyłącznie w batonikach czy ciastach. Niestety, coraz częściej spożywamy cukier niekontrolowany, najpopularniejsze jego warianty to sacharoza i syrop glukozowo-fruktozowy. Na półkach jest mnóstwo przetworzonych produktów – aby je wyprodukować, potrzebne są tony cukru. Ludzie jedzą sztucznie dosłodzoną i spulchnioną żywność, a potem chorują. Trzeba jasno powiedzieć, że staje się to przyczyną chorób cywilizacyjnych takich jak cukrzyca typu 2 i nowotwory. W związku z tym wyznaję dewizę, że można żyć bez cukru, choć wcale nie trzeba rezygnować ze słodyczy. Po prostu warto wybierać dużo zdrowsze zamienniki cukru. A tych jest sporo. Warto stosować te alternatywy i cieszyć się bardziej jakościowym życiem.
Jako dziecko byłaś łasuchem?
Gdy byłam dzieckiem, żywność była mniej przetworzona, po prostu zdrowsza. Ale bardzo lubiłam słodycze. Zajadałam się wafelkami, żelkami przywożonymi z zagranicy, jogurtami z owocowym musem i słodkimi serkami. Pamiętam, że karpatka przygotowana przez moją mamę znikała bardzo szybko. W moim lokalu też podajemy karpatkę, ale w zupełnie innej wersji. Po zjedzeniu kawałka tego ciasta wg receptur Fit Cake, ochota na słodkie zostaje całkowicie zaspokojona.
Zachęcasz do tego, aby radykalnie ograniczyć cukier i jednocześnie postawić na aktywność. Sama dajesz dobry przykład – regularnie biegasz, startujesz w maratonach. Aktywna byłaś od dziecka?
Od czasów nastoletnich. Jako piętnastolatka ważyłam 15 kilogramów więcej niż teraz. Miałam z tego powodu kompleksy, więc postanowiłam schudnąć. Wydawało mi się logiczne, że muszę zacząć uprawiać jakiś sport. Wybrałam bieganie - mogłam robić to wszędzie i o każdej porze. Wtedy ten sport nie był taki popularny jak dziś. Gdy biegałam po parku, inni mnie wyśmiewali, prawie 30 lat temu ludzie nie byli przyzwyczajeni do takich widoków. Ale mnie to nie zniechęciło. Równolegle stosowałam dietę, a wiedzę na ten temat czerpałam z książek. Niestety, moja dieta była bardzo niskokaloryczna i mało odżywcza w stosunku do wieku, w którym byłam. Konsekwencją mojego sposoby żywienia były niedobory żelaza. Ówczesne wskazania dietetyczne mówiły, że najlepiej dostarczać je, jedząc mięso i podroby. Dziś wiem, że to nieprawda.dawało mi się logiczne, że muszę zacząć uprawiać jakiś sport. Wybrałam bieganie - mogłam robić to wszędzie i o każdej porze. Wtedy ten sport nie był taki popularny jak dziś. Gdy biegałam po parku, inni mnie wyśmiewali, prawie 30 lat temu ludzie nie byli przyzwyczajeni do takich widoków. Ale mnie to nie zniechęciło. Równolegle stosowałam dietę, a wiedzę na ten temat czerpałam z książek. Niestety, moja dieta była bardzo niskokaloryczna i mało odżywcza w stosunku do wieku, w którym byłam. Konsekwencją mojego sposoby żywienia były niedobory żelaza. Ówczesne wskazania dietetyczne mówiły, że najlepiej dostarczać je, jedząc mięso i podroby. Dziś wiem, że to nieprawda.
Co jest najlepszym źródłem żelaza?
Okazało się, że znacznie lepiej przyswajalne jest żelazo, które pochodzi z roślin. Od kilku lat żywię się flexi veganką i ta dieta bardzo dobrze na mnie działa. Nauczyłam się w taki sposób komponować posiłki, aby żelazo było lepiej przyswajalne. Ale zawsze podkreślam, że nie można popadać w skrajności. Uważam, że każdy powinien dobrać dietę dla siebie. Natomiast dla mnie, jako biegacza, dieta flexi vegańska jest idealna. Jeśli chodzi o inne sposoby żywienia, jestem tolerancyjna, choć radykalna jestem co do ograniczenia cukru. Możemy odżywiać się zdrowo, jeść produkty najwyższej jakości, ale cukier i tak uwsteczni ich dobroczynne działanie. Gdy mamy ochotę na słodkie, warto sięgnąć np. po daktyla. Czasem wystarczy poczuć słodki smak i ochota na batoniki czy cukierki mija.
Skąd w kobiecie odnoszącej duże sukcesy w korporacji potrzeba, aby otworzyć „niecukiernię” w mieście średniej wielkości?
Mój mąż ma celiakię. W Stargardzie (woj. zachodniopomorskie), gdzie mieszkamy, nie było miejsca, w którym mógłby zjeść to, na co miał ochotę. Aby zjeść coś w restauracji czy kawiarni, często jeździliśmy do Szczecina czy Poznania. Dużo gotowaliśmy i piekliśmy w domu – były to dania bez glutenu. Serwowaliśmy je gościom, którzy bywali u nas na imprezach. Z ich strony zaczęło padać pytanie: Dlaczego nie otworzycie bezglutenowej piekarni? I to był pierwszy impuls do tego, aby pomyśleć o własnym biznesie.
Poszłaś do szefa i powiedziałaś, że rezygnujesz ze stabilnego etatu, aby realizować swoje marzenia?
Nie od razu. Miałam stabilną posadę, odpowiedzialną pracę, którą kochałam. Czułam swego rodzaju wdzięczność do korporacji, że tak daleko zaszłam. Ciężko było mi się z tego wymiksować. Poza tym ceniłam finansową stabilizację, choć przez kilka lat konsekwentnie odkładałam pieniądze, które zarabiałam. W głębi duszy czułam, że jeszcze w moim życiu pojawi się szansa, aby zrealizować mój plan na własny biznes. I wtedy wybuchła pandemia.
Należysz do grona osób, którym koronawirus dosłownie zmienił życie?
Tak. W czasie pandemii mocno pracowałam nad odpornością, także tą budowaną w jelitach. Dziś dużo mówi się o mikrobiocie jelitowej, ale kiedyś nie było to oczywiste. Ludzie nie wierzyli, że jelita mogą łączyć się z mózgiem. W pandemii mocno przejmowałam się tym, że ludzie chorują. Zauważyłam, że najciężej COVID-19 przechodzili ci, którzy źle się prowadzili, stosowali słabą dietę. Irytowało mnie, że część ludzi traktowała szczepionkę jako panaceum na wszystko, a jednocześnie w ogóle o siebie nie dbali. To spowodowało we mnie wewnętrzny bunt.
Rok później odeszłaś z pracy. Byłaś pewna tej decyzji?
Czułam, że jeśli nie zrobię tego w tamtym momencie, to później się nie odważę. W międzyczasie staliśmy się opiekunami psa, który uwielbia towarzystwo. Pies przewartościował moje życie – jest bardzo wymagający i aktywny, potrzebuje wybiegania. Również dzięki niemu pomyślałam, że skoro pół życia poświeciłam korporacji, czas w końcu zacząć realizować własne marzenia.
Ale pandemia to nie był to najlepszy czas na otwarcie biznesu. Wielu przedsiębiorców je zwijało.
Zdawałam sobie sprawę, że otwieram biznes w bardzo trudnych czasach. Ale miałam finansową poduszkę bezpieczeństwa, na którą pracowałam przez lata. To zapewniało mi spokój. Nie mogłabym prowadzić biznesu zdrowotnego, nie mając zdrowej głowy. Zdrowie kojarzy mi się ze spokojem, równowagą, serdecznością. I moja „niecukiernia” powinna być takim miejscem.
Nie chciałaś prowadzić biznesu pod własnym szyldem? Skąd pomysł na franczyzę?
Najpierw chciałam otworzyć bezglutenową piekarnię, ale to przedsięwzięcie było dość trudne do realizacji ze względów logistycznych. Między czasie trafiłam na franczyzę „Fit Cake” – miejsce, które serwuje dania bez glutenu i bez cukru, posiadające certyfikaty Towarzystwa Celiakii. Poznałam pomysłodawców tej sieci, utwierdziłam się w przekonaniu, że są wiarygodnymi osobami, wierzą w to, co robią, ponieważ sami zdrowo się odżywiają i uprawiają sport. Z natury jestem osobą niepokorną, w związku z tym obawiałam się, czy będę w stanie wpisać się we franczyzowe ramy. Ale okazało się, że właściciele dają dużo swobody, jednocześnie pilnie pilnując linii produkcyjnej i receptur na produkty, które serwujemy gościom. Natomiast samo urządzenie lokalu i jego prowadzenie było całkowicie po mojej stronie.
W prowadzeniu lokalu z pewnością przydaje się Twoje menadżerskie doświadczenie?
Jak najbardziej. Od samego początku zależało mi na tym, aby stargardzki Fit Cake był kreatywnym miejscem kreatywnym. Aby ludzie przychodzili tutaj nie tylko na smaczny posiłek czy kawę, ale również po to, by dowiedzieć się, jak dbać o swoje zdrowie. W każdym miesiącu odbywa się kilka spotkań rozwojowych. Także warsztaty poruszające tematykę zdrowotną, warsztaty masażu, makijażowe, jogowe czy z obszaru mindfulness. Nasz zespół tworzy doświadczona kadra – dietetyczki i trenerzy personalni. Wychodzimy z założenia, że Fit Cake ma być miejscem leczenia osób przez żywność. Wszystkie produkty, jak np. batony, ciasta czy pieczywo, wypiekamy na miejscu. Nawet czekoladę przygotowujemy samodzielnie.
Nadal masz tyle czasu, co wcześniej, aby dbać o własne zdrowie?
Zawsze o nie dbałam. Nawet gdy pracowałam w korporacji, wstawałam o 6 rano, aby pobiegać. Na trening wychodziłam czasem o 22. Z czasem zaczęłam uczestniczyć w maratonach. Bieganie to moja pasja. Mówi się, że sport amatorski kończy się, gdy przeciąża się ciało. Ja staram się nie przekraczać pewnej granicy, po to, aby móc biegać całe życie. Mądrze rozkładam siły. A jeśli chodzi o dietę, nadal mocno pilnuję produktów, które dostarczam do organizmu. Marzy mi się, aby coraz więcej ludzi żyło w świadomości, jak ważne jest to, co jemy.
Kiedy powinna zaświecić się lampka kontrolna?
Niepokojącym sygnałem jest sytuacja, gdy ktoś mało je, a mimo to tyje. To znak, że komórki w organizmie nie reagują na insulinę, nie przetwarzają jej. Prawdopodobnie taka osoba zmaga się z insulinoopornością. Warto udać się do specjalisty i wykonać badania kontrolne. Uważam, że są dwa rodzaje chorób – te z którymi się rodzimy lub dziedziczymy po przodkach – na to nie mamy wpływu. Ale możemy mieć wpływ na to, aby zapobiegać choćby cukrzycy typu 2. Kiedyś była ona chorobą starszych osób. Dziś zapadają na nią nawet 20-latkowie. Granica wieku znacznie się przesuwa. Nasi dziadkowie nie mieli dostępu do niezdrowych produktów na taką skalę, jak my mamy teraz. My ten dostęp mamy, ale musimy mądrze z niego korzystać.
Zapraszamy do Fit Cake: ul. Mickiewicza 2, Stargard