„Pani Witaminka” na patrolu
Aleksandra Zalewska - Stankiewicz
23 maja 2023- Albo Ty pokonasz cukrzycę, albo ona pokona Ciebie – 26 lat temu usłyszała Agnieszka Zdanowska od swojej pani doktor. Wybrała pierwszą opcję. Dziś ma swoją cukrzycę pod kontrolą. Jako „Pani Witaminka” czuje misję, aby przestrzegać przed tą chorobą innych. Swoją wiedzę na temat cukrzycy przekuła w pudełko, tworząc Witaminowy NIAMbox.
Aleksandra Zalewska – Stankiewicz: Znam tylko „Słoneczny” i „Psi patrol”. O „Witaminowym” nie słyszałam.
Agnieszka Zdanowska: To patrol, z którym docieram do przedszkoli i szkół na terenie całej Warszawy, choć marzę o tym, aby „Witaminowy patrol” rozszerzył swój zasięg na całą Polskę. Podczas spotkań z dziećmi staram się tłumaczyć, jak ważna jest świadomość i kształtowanie zdrowych nawyków żywieniowych.
Na czele „Witaminowego patrolu” stoi Pani Witaminka. Skąd się wzięła?
Kiedy mój syn Marek (obecnie 6-latek) zaczął chodzić do przedszkola, uświadomiłam sobie, jak dużo słodyczy jedzą dziś dzieci. Cukierki rozdawano głównie przy okazji urodzin i wydarzeń okolicznościowych. Jako mama świadoma możliwych konsekwencji dla zdrowia – z racji wykształcenia i tego, że sama choruję na cukrzycę – zaproponowałam, aby zastąpić cukierki owocami lub innymi drobiazgami, które sprawią dzieciom radość. Z początku moja prośba spotkała się ze znacznym oporem ze strony innych rodziców. Usłyszałam, że zakazując dzieciom jedzenia słodyczy, zniszczymy im dzieciństwo.
Na tym etapie większość osób pewnie by się poddała.
Ale nie ja. Zbyt wiele wiedziałam na temat konsekwencji zdrowotnych jedzenia zbyt dużej ilości słodyczy, nie chciałam zostawić tej wiedzy dla siebie. Jestem min. absolwentką Wydziału Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji na SGGW w Warszawie i specjalistką ds. żywienia dzieci. Napisałam pismo do dyrekcji przedszkola, w którym zaproponowałam, że mogę poprowadzić warsztaty na temat zdrowego żywienia. Reakcja była pozytywna. Po jednych warsztatach, pojawiła się prośba o kolejne, dla innych grup. Na jednym ze spotkań dzieci nazwały mnie Panią Witaminką. I tak już zostało.
W Polsce trudno walczy się z niezdrowymi nawykami?
To droga przez mękę. Ludzie nie są świadomi, w jaki sposób codzienne jedzenie słodyczy może wpływać na zdrowie. Cukierki, pianki, żelki, słodkie bułeczki są ogólnodostępne. Po drodze z przedszkola do domu mijamy sklepy ze słodkościami. A wiadomo, dzieci chciałyby coś przekąsić, więc bezmyślnie kupujemy im kolejne słodycze. Zwykle robimy to dlatego, że słodkości są łatwe do zdobycia i zazwyczaj na wysokości oczu dziecka. Nie zastanawiamy się, jaki mają skład. Drugi powód to lenistwo i pośpiech – nie chce nam się poszukać bardziej zdrowej przekąski dla dziecka. Poza tym w wielu domach funkcjonuje system kar i nagród. Dostaniesz piątkę, kupię ci batonika. To bardzo zła metoda wychowawcza, która nie wróży nic dobrego na przyszłość.
Słodycze kupujemy też po to, aby osłodzić życie – nam i dzieciom.
Rzeczywiście, często traktujemy słodycze jak nagrodę. Gdy coś nam się uda, kupujemy sobie drożdżówkę, paczkę żelków lub lody. Myślę, że to wynika też z tego, że za rzadko się wzajemnie chwalimy i rzadko chwalimy też dzieci za drobne, codzienne czynności. Gdybyśmy robili to częściej, słodycze nie musiałyby być nagrodą. Poza tym, często słodycze są lekarstwem na "całe zło" jedząc je impulsywnie zajadamy stres.
Czyli dzieci łatwiej przekonać do zmiany nawyków niż dorosłych?
Tak, one chłoną wszystko jak gąbka. W związku z tym zawsze powtarzam, że zdrowych nawyków powinno się uczyć od najmłodszych lat. Zgodnie z przysłowiem „czym skorupka za młodu nasiąknie”. Rodzice z reguły są ciężkim partnerem do rozmów, ale ja się nie zniechęcam. Sukcesem jest, kiedy w ogóle wyrażają ochotę na taka rozmowę i znajdują na nią czas. Podczas takich spotkań zwykle okazuje się, że osoby dorosłe nie są świadome zdrowotnych konsekwencji jedzenia słodyczy. Nikt im takiej wiedzy nie przekazał, więc od pokoleń powielają pewien schemat. Cieszy mnie, że po rozmowach część osób decyduje się zmienić swoje nawyki.
Jakimi owocami dzieci najchętniej zastępują słodycze?
Nie spotkałam się z owocami, których dzieci nie chciałyby spróbować. Podczas zajęć nadajemy owocom magiczną moc. To sprawia, że najmłodsi chętnie sięgają np. po ananasa, jabłko, gruszkę czy mango. A gdy już wezmą owoc do ręki, chcą go powąchać, a w konsekwencji spróbować. Wyobraźnia i ciekawość dziecka jest nieograniczona, więc warto to wykorzystać przy nauce zasad zdrowego odżywiania.
Jaki konkursowy patent zawsze sprawdza się na warsztatach? Pytam o sposób, który moglibyśmy wykorzystać w domu, gdy dziecko jest niejadkiem.
Konkurs na cytrynowy uśmiech. Dzieci muszą spróbować cytryny, a potem ich zadaniem jest szeroko się uśmiechnąć. Ale uwaga – nie może to być wymuszony uśmiech. I zwykle nie jest. Podczas tego zadania dzieciaki świetnie się bawią i śmieją. Ja oczywiście jem tę cytrynę razem z nimi. Świetnie sprawdzają się też zgadywanki – najmłodsi muszą odgadnąć, o jakim owocu czy warzywie jest mowa. Polecam też sensoryczne odkrywanie owoców. 6-latki mają bardzo dobrze rozwinięte zmysły węchu, smaku, dotyku. Na warsztatach przekazuję też wiedzę na temat zasad zdrowego talerzyka odżywiania i co powinno się na nim znaleźć.
Co im Pani mówi?
Mówię, że na talerzu, z którego korzystają min. 3 - 4 razy w ciągu dnia, zawsze powinny znajdować się owoce i warzywa. Powinny zajmować połowę tego talerza. Na drugiej połowie powinno pojawić się np. mięso, ryba, soja - czyli produkty białkowe oraz ziemniaki, kasza, pełnoziarniste makarony itp. Prezentuję im oczywiście Witaminowe NIAMboxy, czyli fikuśne śniadaniówki, które stworzone są zgodnie z metodą zdrowego talerzyka. Za ich pośrednictwem tłumaczę, jak skomponować zdrowy posiłek.
Bardzo dobrze – zarówno przez dzieci, jak i rodziców. Żartuję, że zamknęłam w pudle całą wiedzę, którą zdobyłam na studiach. Box posiada przegródki, w których można umieścić poszczególne elementy posiłku. W zestawie jest także bidon do przygotowania naturalnej wody smakowej. Świetnie sprawdziły się także e-booki, które dołączam do zamówień. Są zbiorem wskazówek mówiących o tym, jak przygotować zdrowe, smaczne i estetyczne posiłki. NIAMboxy kupują nie tylko rodzice cukrzyków, dzieci z celiakią czy otyłością. To świetny prezent dla każdego malucha. A dla rodziców – gotowiec, który ułatwi im przygotowywanie posiłków. Cieszę się, że udało mi się stworzyć produkt z misją.
Pani przekaz jest wiarygodny, tym bardziej, że od 26 lat choruje Pani na cukrzycę typu 1. W jakich okolicznościach ją u Pani wykryto?
W Wielki Piątek 1997 roku. Miałam 14 lat, byłam w siódmej klasie szkoły podstawowej. Trafiłam do Szpitala na Działdowskiej w Warszawie. Byłam wtedy praktycznie jedynym dzieckiem na oddziale, bo większość została wypisana do domu na świąteczną przepustkę. Wtedy cukrzycę diagnozowało się rzadko. Czekałam dwa tygodnie, aż zbierze się garstka dzieci, u których wykryto cukrzycę. Przeraża mnie, jak duża jest dziś skala zapadalności na tę chorobę. W ciągu jednego miesiąca w jednej placówce rozpoznaje się około stu nowych przypadków. Warto się zastanowić, dlaczego tak się dzieje. I to jest właśnie misja „Witaminowego patrolu”.
Prognozy mówią, że problem cukrzycy dopiero się zaostrza.
I to jest przerażające. Genetyki nie zmieniamy. Ale za to możemy mieć wpływ na to, co jemy i w jakim środowisku żyjemy. Zdrowe nawyki żywieniowe mogą znacznie poprawić nasze samopoczucie i jakość życia. Kolejnym ważnym elementem jest profilaktyka. Warto regularnie chodzić do lekarza i wykonywać podstawowe badania, aby sprawdzić cholesterol i poziom cukru. Lekarze na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi mówili nam, że nie ma ludzi zdrowych. Są tylko niezdiagnozowani. Ale skoro wiemy, co nam grozi, możemy przeciwdziałać. Już teraz.
Jak bardzo na przestrzeni lat zmieniło się leczenie cukrzycy?
Dziś osoby z cukrzycą mają dostęp do nowoczesnego leczenia i wysokiej klasy specjalistów. Gdy ja zachorowałam, musiałam korzystać z penów, takich "długopisów" do podawania insuliny. Dawki zapisywałam w kratkowanych zeszycikach i przyznam szczerze, często wpisywałam zmyślone wyniki przed wizytą. Aktualnie sprawdzam poziom cukru w smartwatchu. Jestem na etapie tworzenia zamkniętej pętli czyli systemu, który będzie myślał za mnie, a ja będę mu tylko dostarczać informacji, ile węglowodanów zjadłam, a system sam przelicza, ile insuliny powinien mi podać i kiedy. Technologia bardzo poszła do przodu i ułatwiła życie cukrzykom. Czuję, że choroba nie jest dla mnie utrudnieniem.
A kiedyś była?
Nigdy nie pozwoliłam, by zmieniła moje plany. Raczej działało to w drugą stronę, jak motorek napędowy. Choć był etap w moim życiu, kiedy wstydziłam się choroby, w czasach licealnych. Do tej pory mam wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam o cukrzycy nawet koleżance z ławki. Przeżyłam też okres nastoletniego buntu, kiedy celowo nie stosowałam się do zasad. Miałam ataki niedocukrzenia, które dały mi dużo do myślenia. Zaczęłam doceniać jak ważne jest utrzymywanie poziomu cukru – dla mnie i mojej rodziny.
Wciąż się Pani edukuje. Większa wiedza daje Pani poczucie bezpieczeństwa i poczucie kontroli nad cukrzycą?
Na pewno coś w tym jest. Cały czas staram się pogłębiać wiedzę. Na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi ukończyłam też studia podyplomowe. Dzięki temu jestem edukatorem zdrowotnym w zakresie cukrzycy i otyłości. Teraz kończę kurs społecznego edukatora diabetologicznego. Im więcej wiem, tym lepiej rozumiem swoją chorobę. Zdobytą wiedzą i bogatą praktyką chętnie też dzielę się z innymi.
Rutyna w tej chorobie może zgubić?
Tak, podobnie jak kierowców. Najwięcej wypadków zdarza się blisko celu podróży. Cukrzyca jest chorobą, która wymaga, abyśmy cały czas byli czujni. Wciąż trzeba ją kontrolować. Nie ma jednego, uniwersalnego sposobu postępowania. Każdy dzień jest inny. Pogoda, przeziębienie, ruch, posiłki – to wszystko wpływa na poziomy cukru. Tak samo nawet najlepszy sprzęt może czasem zawieść, dlatego zawsze mam przy sobie pen z insuliną, glukometr oraz dodatkowe baterie.
Podobno cukrzycy są bardzo dobrze zorganizowani.
Ja mam wszystko zaplanowane. Organizacja życia z cukrzycą przekłada się na życie rodzinne i zawodowe. Wiem, co mam do zrobienia i wiem, że musze mieć rezerwę czasową. Podobno niektóre firmy chętnie zatrudniają cukrzyków, ponieważ są dobrze zorganizowani, zdyscyplinowani i potrafią przewidywać konsekwencje.
Pewnie dwie ciąże też Pani dokładnie zaplanowała.
Można tak powiedzieć. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży, wybrałam najlepszą placówkę, jaką moim zdaniem był szpital na Karowej. Ten szpital realizuje program Wielkiej Orkiestry świątecznej Pomocy i wspiera kobiety z cukrzycą w ciąży, wypożyczając sprzęt medyczny taki jak pompy insulinowe i systemy do ciągłego monitorowania glikemii. Pierwsza ciąża była źródłem stresu. Martwiłam się, jakie będą miała poziomy cukru i o to, czy wszystko zakończy się szczęśliwie. Zrobiłam wszystko jak najlepiej mogłam, aby moje dzieci były zdrowe. Liczyłam każdą kalorię, każdy gram, uprawiałam dużo sportu – nordic walking, pływanie, gimnastykę. Uważam, że aktywność w ciąży jest bardzo ważna, jeśli nie ma przeciwskazań. Byłam w dobrym kontakcie z moimi lekarzami – ginekologiem i diabetologiem oraz dietetykiem, których traktowałam jak partnerów. Gdy rozpoczęłam studia podyplomowe w Łodzi, okazało się, że jestem w drugiej ciąży, z Igą. Na zajęcia z Warszawy do Łodzi jeździłam w zaawansowanej ciąży. Termin porodu pokrył się niemalże z terminem zjazdów. Wszyscy z rodziny odradzali, abym jechała na zajęcia, ale miały dotyczyć systemów ciągłego monitoringu glikemii i zamkniętej pętli, więc musiałam być. Ale wiedziałam, ze dam radę. Prosto ze zjazdu pojechałam na porodówkę.
Dziś też jest Pani aktywną mamą. Na jaki sport znajduje Pani czas?
Bieganie i nordic walking. Z synkiem chodzę też na ogólnorozwojowe rodzinne zajęcia – dzieci ćwiczą w jednej sali, a rodzice w drugiej. To świetne rozwiązanie. Synek czuje się bezpiecznie, wiedząc, że jestem obok, poza tym w ten sposób daję mu dobry przykład. Gdy jest ładna pogoda, uprawiamy sport z synkiem – ja biegnę, a on obok jedzie na rowerze.
Synek jest świadomy, że ma Pani cukrzycę?
Tak. Pokazałam mu pompę, pokazałam, jak się mierzy cukier. Jak będzie taka potrzeba, będzie wiedział, jak mi pomóc. To z jego inicjatywy z okazji obchodów Światowego Dnia Cukrzycy, zorganizowałam warsztaty dla przedszkolaków, podczas których opowiedziałam o swojej chorobie. Córeczka ma dopiero półtora roku. Ale też chciałabym, aby wiedziała, że mam cukrzycę.
Jak Pani sądzi, co miało wpływ na to, że cukrzyca Pani nie pokonała?
Na pewno relacja z moją pierwszą panią doktor, była nią pani dr Maria Lipka. Wyglądała jak doktor Queen i była moim autorytetem. Po drugie, rodzice obdarzyli mnie dużym zaufaniem. Dużo to dla mnie znaczyło, bo gdybym wtedy została odcięta od wszystkiego i ciągle przez nich kontrolowana, to bym się zbuntowała. A możliwość samodecydowania o sobie była dla mnie bardzo ważna. Gdy zachorowałam, wszyscy członkowie rodziny zmienili dietę i razem ze mną liczyli wymienniki. To dla mnie wiele znaczyło. Byłam samodzielna, ale czułam wsparcie. Dzięki temu choroba mnie nie pokonała.
Szukajcie Pani Witaminki w mediach społecznościowych:
FB: https://www.facebook.com/profile.php?id=100063634716140
IG: https://www.instagram.com/witaminowypatrol/