Pielęgniarka diabetologiczna: Niektórzy wciąż myślą, że cukrzycą można się zarazić
Aleksandra Zalewska - Stankiewicz
3 października 2023Kolibry nazywane są „ptakami nadziei”. Z tego powodu wiele lat temu zostały wybrane przez Holenderskie Stowarzyszenie Diabetyków jako znak osób chorych na cukrzycę, które - mimo trudności - radzą sobie z chorobą. „Kryształowym Kolibrem” odznaczona została Elżbieta Drobik, pielęgniarka diabetologiczna, prezes Stowarzyszenia „Edukacja-Zdrowie-Aktywność” w Stargardzie
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz: Ta nagroda to top – topów w środowisku diabetyków. Stoi na honorowym miejscu w Pani domu?
Elżbieta Drobik: Mam ją w domu i dbam, żeby się nie zakurzyła (śmiech). „Kryształowy Koliber” przyznawany jest za pracę na rzecz środowiska diabetologicznego. Otrzymałam ją na wniosek Eugeniusza Tworka, prezesa Polskiego Stowarzyszenia Diabetyków w Nowogardzie i jednocześnie prezesa zachodniopomorskiego oddziału PSD. Uzasadnienie bardzo mnie wzruszyło.
„Wybitna osobowość, człowiek który umie i chce pomagać innym” – to jego fragment. Dziś cukrzyca stała się chorobą cywilizacyjną, ale 26 lat temu tak nie było. Dlaczego właśnie wtedy postanowiła się Pani przekwalifikować?
Po ukończeniu liceum medycznego rozpoczęłam pracę w jednym ze szczecińskim szpitali. Ale kiedy założyłam rodzinę, przeniosłam się na oddział pulmonologiczny do szpitala w Stargardzie. Świadomie zgodziłam się na pensję niższą – jak na tamte czasy - o milion złotych. Chciałam być jak najbliżej domu, miałam małe dzieci. Z tym oddziałem związałam się na 18 lat, także jako oddziałowa. Śmiałam się, że dłużej pracowałam z moim szefem, doktorem Jakubowskim, niż byłam mężatką. Czas mijał, a ja nabrałam ochoty na zawodowe zmiany. Nie chciałam dłużej pełnić funkcji kierowniczej. Brakowało mi bezpośredniej pracy z pacjentem. W 1997 roku przeszłam do poradni diabetologicznej. Od mojego przełożonego otrzymałam w prezencie szkatułkę, w środku której była karteczka, a na niej informacja, że razem przepracowaliśmy ponad 6 tysięcy dni. To była duża niespodzianka.
Skąd taka nagła potrzeba zmiany, pójścia w stronę diabetologii?
Kiedy pracowałam na oddziale pulmonologicznym, żyłam bardzo intensywnie, nie tylko jako oddziałowa, ale przede wszystkim jako mama. Zdarzało się, że moje dzieci przychodziły do mnie do szpitala – próbowałam pogodzić kilka ról. Gdy córka i syn kończyli szkołę średnią pomyślałam, że otwiera się nowy rozdział w moim życiu. Zaczęłam się szkolić w obszarze diabetologii, która dopiero wtedy w Polsce raczkowała. Czytałam mnóstwo książek, jeździłam na warsztaty.
Nie żałowała Pani swojej decyzji?
Nigdy. Wprawdzie musiałam wejść w zupełnie nową strukturę medyczną i inny tryb pracy – jak oddziałowa odeszłam nieco od praktyki pielęgniarskiej. Ale bardzo szybko odświeżyłam sobie wiedzę. Poza tym okazało się, że mnóstwo osób ma problemy z cukrzycą, więc moja specjalizacja była bardzo potrzebna. Pamiętajmy, że to były inne czasy, diabetycy nie mieli dostępu do tak nowoczesnego sprzętu, jaki jest teraz. Pacjenci musieli się często kłuć, nie mogli jeszcze korzystać z CGM-ów ani zasięgnąć szybkich porad w internecie. A moim zadaniem było przekazanie im rzetelnej wiedzy. Czułam, że mam do spełnienia ważną i odpowiedzialną misję. Tak bardzo pokochałam diabetologię, że w poradni pracuję już 26 rok.
Od 1997 roku bardzo przybyło pacjentów z cukrzycą?
Niestety tak, jak również osób z chorobami metabolicznymi. W tej chwili pod opieką poradni diabetologicznej mamy 2 tysiące pacjentów z całego powiatu stargardzkiego. Moja praca polega na tym, aby wspierać ich w procesie terapeutycznym. Odwiedzam również pacjentów cukrzycowych, którzy leżą na oddziale wewnętrznym w szpitalu w Stargardzie. Potrzeb jest mnóstwo, stąd decyzja o założeniu stowarzyszenia „Edukacja-Zdrowie-Aktywność”.
Od lat podejmowała Pani społeczne działania na rzecz cukrzyków. W czym pomogło założenie stowarzyszenia?
W pozyskiwaniu środków zewnętrznych – głównie po to je założyliśmy. Poza tym chcieliśmy zrzeszyć środowisko diabetyków pod wspólnym szyldem – to zawsze dodatkowo łączy. Wprawdzie stowarzyszenie założyliśmy dopiero w 2016 roku, ale wcześniej zdobyliśmy mnóstwo doświadczeń. Razem z koleżankami, które obecnie należą do „EZY” organizowałyśmy edukację w plenerze, także w mniejszych miejscowościach. Dzięki „Białym sobotom”, podczas których mierzyłyśmy pacjentom poziom cukru, wykryłyśmy u setek osób stan przedcukrzycowy, prowadzący do cukrzycy typu 2.
Czyli ktoś przypadkiem przychodził na wydarzenie, a dzięki Wam niemalże wychodził z diagnozą?
Tak, choć oczywiście diagnozę trzeba było potwierdzić kolejnymi badaniami, ale pacjent miał wskazówkę, w jakim kierunku powinien podążać. Pozyskaliśmy środki na zakup aparatu do mierzenia składu masy ciała, aparatu do pomiaru cholesterolu i ciśnienia. Mamy także sprzęt do spirometrii. Te wszystkie urządzenia bardzo przydają się podczas „Białych sobót” i innych akcji profilaktycznych. To bardzo ważny aspekt działalności stowarzyszenia, ponieważ praca w poradni uświadomiła mi, że pielęgniarkom i lekarzom brakuje czasu dla pacjentów. Nasz system działa w taki sposób, że nie możemy poświęcić dłużej niż kilka minut na rozmowę z cukrzykiem, ponieważ w kolejce czeka kolejna osoba. Dzięki naszym akcjom wydłużamy ten kontakt.
Jakie inne schorzenia diagnozujecie Państwo podczas akcji profilaktycznych?
Hiperlipidemię, czyli zaburzenia przemiany lipidów. Pacjenci są zaskoczeni, kiedy badanie wykazuje, że mają za wysoki cholesterol. Twierdzą, że to niemożliwe, a bardzo często podwyższony poziom cholesterolu towarzyszy cukrzycy.
Jakie problemy najczęściej zgłaszają pacjenci przychodzący do poradni?
90 procent naszych pacjentów ma cukrzycę typu 2, a tylko około 5 procent – typu 1. Wynika to z tego, że osoby z tzw. cukrzycą „jedynką”, powinny leczyć się w poradniach przyklinicznych, ponieważ specjalistyczne ośrodki dają większe możliwości. Jeśli chodzi o naszych pacjentów, rozmawiamy o pomiarach cukru, zwłaszcza tych z wykorzystaniem nowoczesnych narzędzi jak CGM-y. Sporo czasu poświęcamy pracy nad właściwą dietą – jak wiadomo dzięki odpowiedniemu sposobowi odżywiania można zapanować nad cukrzycą.
Jakie wyzwania stawia sobie Pani na najbliższy czas?
W przyszłym roku w Stargardzie, w moim rodzinnym mieście, odbędą się Ogólnopolskie Obchody Światowego Dnia Cukrzycy. Chciałabym, aby ta impreza pokazała, jak powszechnym problemem jest ta choroba. Zależy mi na tym, aby wciąż podnosić świadomość na temat cukrzycy – wbrew pozorom wiedza na jej temat wciąż jest bardzo niska. Na oddziały diabetologiczne trafiają kilkumiesięczne dzieci z kwasicą. Niektórzy wciąż myślą, że tą chorobą można się zarazić. Poza tym bardzo wielu diabetyków wstydzi się, że ma cukrzycę. Bardzo mnie to dziwi, zwłaszcza, że dziś leki są bardzo nowoczesne, dostęp do nich jest dużo lepszy niż kiedyś, poza tym bardzo rozwinęło się monitorowanie glikemii.
Kto jest najtrudniejszą grupą do poprowadzenia?
Gdybym miała wskazać konkretną grupę, powiedziałabym o pięćdziesięciolatkach, choć zaniedbana cukrzyca zdarza się w każdej grupie pacjentów. Zwłaszcza tych, którzy prowadzą siedzący tryb życia, kiepsko się odżywiają, nie uprawiają sportów. Dopóki cukrzyca nie boli, nie ma powikłań, wielu chorym wydaje się, że jakoś to będzie. Ale zaniedbana cukrzyca może mieć poważne konsekwencje. W związku z tym zawsze na spotkaniach profilaktycznych podkreślam, jak wiele zależy od nas.
Na koniec zapytam – gdzie Pani pielęgniarski czepek? Od lat się ich nie nosi, ale zachowała Pani na pamiątkę?
Oczywiście. Wiele lat temu czepki zostały zastąpione przez aksamitki. Później przyszedł czas na plakietki z imieniem i nazwiskiem pielęgniarki. Pojawiły się też kolorowe stroje. Myślę, że dzięki temu pracownicy służby zdrowia wydają się bardziej przystępni i łatwo ich rozpoznać. Ale czepek rzeczywiście zachowałam na pamiątkę. Przypomina mi on o początkach mojej pracy w szpitalu.